IDL

2008-04-15

Lao Che - powinni tego zakazać!

Wiadomo, że grafomanii tekściarskiej i muzycznej na rynku polskim i światowym jest aż nadto (żeby wspomnieć tylko Shakirę śpiewającą o swoich małych cyckach albo biodrach, które nie kłamią, zespół Feel czy inną Dodę), ale po co dodatkowo wycierać sobie pysk Bogiem? Od jakiegoś czasu Trójka wzięła się za propagowanie tfurczości Lao Che, i niestety przy „porannym goleniu” nader często zdarza mi się trafić na wykwity - ostatnio piosenkę o Noe(m?). Nie dość, że typowe mędzenie, czyli nosowa, „refleksyjna” melorecytacja, to jeszcze te rymy... Utopię waszą utopię w potopie... Jesssu! Co za koszmar... Chyba po to, żeby dodatkowo zwiększyć obciachowość, zespół na własnej stronie pisze o najnowszej płycie:

Teksty groteskowe w swoim wyrazie mają oddać słabości i ułomności ludzkiej natury. Tytuł płyty Gospel oddaje karykaturalną wizję rzeczywistości.

Że teksty groteskowe, to fakt, ale oddają raczej słabość ich autora. Natomiast w jaki sposób słowo gospel ma oddawać karykaturalną wizję rzeczywistości, nie jestem w stanie dojść... Panowie, mniej marketingowego bełkotu, więcej artystycznych poszukiwań!

2 komentarze:

Maciej pisze...

Ha ha:-) Lao Che wydaje mi się być jednym z tych pseudo-artystycznych zespołów, które po prostu wypada lubić, niezależnie czy się tę muzykę przeżywa czy rozumie (nie mam pewności czy nawet jej twórcy do końca wiedzą, co chcą przekazać). Choć muszę przyznać, że poprzednia płyta („Powstanie Warszawskie”) momentami wydała mi się interesująca (szczególnie muzycznie). Dlatego z ciekawości posłuchałem „Gospel” i to już zupełny przerost formy nad treścią. Słabizna. To ja już wolę posłuchać prostej (na granicy z prostacką) muzyki młodzieżowego zespołu Happysad. W sumie nie wiem dlaczego teraz przypomniałem sobie o nim, ale pamiętam, że lubiłem swego czasu posłuchać sobie ich ostatniej płyty. Nawet te proste melodie i teksty jakoś tam do mnie trafiły. Tak po prostu, bez drugiego dna.

3Pixer pisze...

Jak pewnie wielokrotnie wspominałem, nie cierpię polskiej produkcji muzycznej (z naprawdę nielicznymi wyjątkami), i żaden wytwór naszego przemysłu fonograficznego, z którym miałem ostatnio do czynienia, nie przekonuje mnie do zmiany zdania. Zresztą to, co słyszę z ogólnie dostępnej muzyki anglosaskiej, też nie wprawia mnie w szczególny zachwyt. Chociaż najnowsza płyta The Raconteurs jest świetna... Z Lao Che jest jeszcze ten problem, że dobierają sobie taką tematykę, że nie wypada pewnie ich krytykować, no bo jak można jechać po płycie o POWSTANIU WARSZAWSKIM albo o BOGU?!?