Słucham płyty hip-hopowej (rapowej?). Podoba mi się. Rany, jak nisko może upaść człowiek?! :-)
Rzecz jasna, nie obudziłem się dzisiaj rano z myślą „I need some fat bits, nigga”. ;-) Winna jest moja bieżąca fascynacja Nine Inch Nails (tekst o tym rodzi się w bólach porównywalnych tylko z tym, co musiał przeżywać Trent Reznor, zbierając materiał do swoich płyt), a konkretnie działalność Trenta poza macierzystym projektem (Odynie, jak ja nienawidzę tego słowa w tym kontekście!). Otóż, na fali entuzjazmu związanego z nowymi technologiami, niejaki Saul Williams, koleś, który brał udział w nagrywaniu rewelacyjnego Year Zero, postanowił wydać swoją debiutancką płytę na podobnej zasadzie, jak Radiohead. To znaczy potencjalny „klient” (czy to pojęcie nie traci w tym momencie sensu?) sam decyduje, czy w ogóle chce zapłacić za płytę, a jeśli tak, to ile. Podobno w przypadku Radiohead w ciągu pierwszego dnia płyta została pobrana przez milion ludzi, z czego tylko jedna czwarta nie zapłaciła.
U Saula były dwie możliwości - płyta w formacie mp3, 192 kbps, z okładką i tekstami w formie pdf, za darmo; albo to samo, albo w 320 kbps, albo w formacie bezstratnym FLAC, za 5 dolarów. Oczywiście zapisałem się na opcję darmową :-) i dzisiaj (data premiery płyty) przyszedł mail z łączem do pobrania plików. Po ściągnięciu rzecz odpaliłem i... jestem w szoku!
Hip-hop. Zdecydowanie. Muzyka, której - sorry - nienawidzę. Moje podstawowe skojarzenie - bełkot tępych blokersów marzących o świecie z „Faktu” i „Pudelka” (wybaczcie mi, Beastie Boys i Rage Agaist the Machine). Tymczasem na „Niggy Tardust” jest świetnie: dziwne, porąbane brzmienia, i wokalista (gadacz?), który najwyraźniej ma coś do powiedzenia.
Do tego krótki rzut oka na tzw. listę płac, i sporo się wyjaśnia - większość utworów jest autorstwa Trenta, więc przynajmniej od strony muzycznej wiem, czemu mnie to kręci.
Być może za tydzień, dwa, płyta zniknie z odtwarzacza i twardego dysku. Tymczasem jednak zdecydowanie polecam. Jak śpiewał George Michael, listen without prejudice... ;-)
4 komentarze:
Nieeee! Hip-hop?!!! Może się podobać?!!!
I narzekaj mi jeszcze kiedykolwiek na Kaczkowskiego. Taaa, skończysz tak samo:-P
Hip-hop, rap - straszne rzeczy. O tempora! o mores!
Co innego NIN, to zacna muza jest.
Jeżeli zauważysz u mnie ślady kaczkowszczyzny, please shoot me. ;-)
> O tempora! O mores!
W wersji h-h powinno być "O tempora! O mores! O k...!" :-)
Co do Saula, naprawdę polecam. Ściągnięcie nic nie kosztuje, a może się przekonasz. ;-) Kupimy sobie wtedy spodnie z krokiem na wysokości kolan i zaczniemy chodzić na melanże do Euforii. xD
A Radiohead nowe pobrałeś? Super płyta!!!
>Kupimy sobie wtedy spodnie z krokiem na >wysokości kolan i zaczniemy chodzić na >melanże do Euforii. xD
No tego się właśnie obawiam. Może się jednak przekonam i ściągnę muzę tego zioma. Ale na pewno nie dzisiaj, jeszcze nie dojrzałem do tej decyzji.
>A Radiohead nowe pobrałeś? Super płyta!!!
Jeszcze nie. Ale tę płytę posłucham z przyjemnością, choć Radioheadzi nigdy nie byli moimi faworytami.
jak Ty sobie zafundujesz - i zaczniesz chodzić!! - w spodniach z krokiem na wysokości kolan, to ja, parafrazując pewien dowcip, zapiszę się do LPR-u i rozgłoszę to po mieście, nagłaśniając specjalne zbitkę "Drozdowska-LPR" ;>
a w ogóle, to nie brzęcz, tylko montuj kapelę. Mam już propozycję nazwy - Mała Gastrologia ;)))
Prześlij komentarz