Miałem okazję obejrzeć rosyjski film „historyczny”, Rok 1612, w którym jedną z głównych rół gra Michał Żebrowski. Dziełko bez rewelacji, dość chaotyczne i odczapistyczne (po cholerę ten jednorożec?!), już nawet nie trzymające się, a wiszące na jednym fakcie historycznym. Niemniej ogląda się przyjemnie, umysł się nie męczy, realizacja z rozmachem. Krótko mówiąc, kolorowa bajka. Tymczasem z niedawnej dyskusji w TVP Kultura dowiedziałem się, że Rok 1612 to nie tylko kompletna bzdura, ale również film „antypolski”, w którym „prymitywni, źli Polacy” przejęli rolę odgrywaną w radzieckich filmach propagandowych przez „pięknych nazistów”. Zgłupiałem. Albo byłem na innym filmie, albo trzech smędzących w studiu mędrków wydłubywało bezsensowne tezy ze swoich nosków zapchanych Platonem i antyrosyjskimi fobiami. Zachodzę w głowę, co w tej przesłodzonej, wydumanej opowiastce mogło być „antypolskie”? Przedstawienie mordów i gwałtów na bezbronnych rosyjskich wieśniakach? Pokazanie chęci zdobycia władzy przez hetmana Kibowskiego i sięgania przy tym po wszelkie dostępne środki? Jeżeli ktoś tak uważa, to po prostu nie zna historii, a nawet nie obserwuje rzeczywistości, bo podobne metody stosuje się po dziś dzień, tylko może w bardziej wysublimowany sposób. Zaskoczyło mnie, że przed zarzutem antypolskości broni film dziennik o jakże oryginalnym tytule „Dziennik”... znana niegdyś PiSowska wazelinówka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz