...czyli krótka opowieść z cyklu „Nikt się nie spodziewa księżego kropidła” (bez podtekstów, proszę!). Otóż zbulwersowała mnie omawiana i opisywana przez TVN sprawa dzieciaczka, podrzuconego przez matkę do konfesjonału. Bulwersujący był dla mnie nie sam fakt po(d)rzucenia - to zdarza się niestety zbyt często - co błyskawiczna reakcja księdza, który nawet nie próbując zatrzymać kobiety (bo coś nie chce mi się wierzyć, że Mimo jego szybkiej reakcji, kobiety nie udało się zatrzymać), podjął natychmiast decyzję o ochrzczeniu dziecka na miejscu, od ręki. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to jakim prawem to zrobił? Z tego, co wiem, Polska nie jest państwem wyznaniowym czy religijnym, a Konstytucja wyraźnie mówi o rozdziale Państwa od Kościołów. Oczywiście, dziennikarze TVN, którzy relacjonowali to wydarzenie, nawet słowem nie zająknęli się na ten temat.
Druga myśl, która mnie naszła, to o dwulicowości - podrzucone dziecko ksiądz ochrzcił bez wahania, gdyby natomiast przyszła do niego ze swoim dzieckiem para ludzi żyjących w tzw. związku partnerskim, to mieliby zapewne z chrzcinami poważny problem.
Trzecia sprawa - w materiale podano informację, że jeżeli nie znajdą się biologiczni rodzice dziecka, to załatwienie adopcji wydłuży się do miesięcy, a maluch trafi do domu dziecka. Ja pierniczę, co jest ważniejsze, dobro dziecka czy przestrzeganie jakichś nieżyciowych przepisów? Dzieciak to nie jest pęk kluczy, który wypada z kieszeni, rodzice nie zgubili go podczas pikniku w lesie, tylko - nie wnikając w przyczyny ich decyzji - ŚWIADOMIE zostawili go obcym ludziom, zrezygnowali z niego. W tym momencie wydawałoby się, że najważniejszą i najpilniejszą do załatwienia rzeczą byłoby znalezienie domu dla maluszka. Niestety, przepisy są ważniejsze. Tak samo, jak w przypadku urzędników, również pokazywanych w TVNie, którzy nie mogą (nie chcą) przydzielić rodzicom karmionego pozaustrojowo dziecka lepszego lokalu mieszkaniowego, przez co rodzice mają do wyboru zostawić je w szpitalu do chwili ukończenia 18 roku życia, albo... oddać rodzinie zastępczej, gdzie będzie miało lepsze warunki! Urzędniczka, na którą wypadło wypowiadać się do mikrofonu, z wielkim zafrasowaniem na twarzy oznajmiła, że ma związane ręce...
Druga myśl, która mnie naszła, to o dwulicowości - podrzucone dziecko ksiądz ochrzcił bez wahania, gdyby natomiast przyszła do niego ze swoim dzieckiem para ludzi żyjących w tzw. związku partnerskim, to mieliby zapewne z chrzcinami poważny problem.
Trzecia sprawa - w materiale podano informację, że jeżeli nie znajdą się biologiczni rodzice dziecka, to załatwienie adopcji wydłuży się do miesięcy, a maluch trafi do domu dziecka. Ja pierniczę, co jest ważniejsze, dobro dziecka czy przestrzeganie jakichś nieżyciowych przepisów? Dzieciak to nie jest pęk kluczy, który wypada z kieszeni, rodzice nie zgubili go podczas pikniku w lesie, tylko - nie wnikając w przyczyny ich decyzji - ŚWIADOMIE zostawili go obcym ludziom, zrezygnowali z niego. W tym momencie wydawałoby się, że najważniejszą i najpilniejszą do załatwienia rzeczą byłoby znalezienie domu dla maluszka. Niestety, przepisy są ważniejsze. Tak samo, jak w przypadku urzędników, również pokazywanych w TVNie, którzy nie mogą (nie chcą) przydzielić rodzicom karmionego pozaustrojowo dziecka lepszego lokalu mieszkaniowego, przez co rodzice mają do wyboru zostawić je w szpitalu do chwili ukończenia 18 roku życia, albo... oddać rodzinie zastępczej, gdzie będzie miało lepsze warunki! Urzędniczka, na którą wypadło wypowiadać się do mikrofonu, z wielkim zafrasowaniem na twarzy oznajmiła, że ma związane ręce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz