IDL

2009-02-11

Kostki zostaną rzucone?

W końcu! Już po zaledwie czterech miesiącach od chwili nabycia udało mi się przesłuchać najnowszą płytę Marillion, Happiness is the Road, i to DWA razy (kocham firmę Sennheiser!)! Wstrzymam się tymczasem od wyrażania opinii o muzyce jako takiej, bo nieraz było już tak, że płyta, która na początku wydawała mi się kompletnie do niczego, po jakimś czasie nabierała w moich uszach wartości (Holidays in Eden), i na odwrót (Anoraknophobia). W tej chwili wydaje mi się, że jest tej muzyki bardzo dużo, co powoduje, że zlewa mi się w głowie w całość, z której trudno wyodrębnić czy wyróżnić poszczególne utwory. Produkcja - jak niemal zawsze w przypadku Marillion - jest rewelacyjna, brzmienie znakomite; to pokazuje, na co stać wielkich artystów, jeśli mają swobodę tworzenia.

A dzisiaj wieczorem koncert w Gdańsku, na który się wybieramy. Doniesienia z dotychczasowych (Kraków i Warszawa) są entuzjastyczne i pełne zachwytów, ale nie wierzę fanom Marillion, bo to w 90% egzaltowane nimfy. :-))) Jakiś zawodnik napisał dzisiaj maila do Trójki, że koncert będzie pamiętał przez całe życie, bo dostał gitarową kostkę (albo kostką, nie dosłyszałem) od Steve'a Rothery. Dżizus... Tak więc wieczorem sam się przekonam, czy chłopakom chce się jeszcze grać. Może dostanę kostką od Pete'a? :-)

1 komentarz:

Maciej pisze...

Kurde ty się nie śmiej, bo ja kiedyś dostałem Ianową pałką (perkusyjną of course:-P). Mam ją gdzieś do dziś. Wszyscy lubimy fetysze.

No, a tak w ogóle to ja się dopiero rozgrzewam po Gdańsku... Koncertom Marillion w takich zimnych i obskurnych salach mówię stanowcze NIE! Albo poza tym było nieźle. Trochę za dużo basów, za mało repertuarowych wycieczek w przeszłość, ale ostatecznie podobało mi się. I wcale nie jestem rozegzaltowaną panienką. Tych zresztą, o dziwo, w Gdańsku było niewiele, prawda?