IDL

2007-08-06

Jestem bydgoszczaninem

Bydgoszcz to szare, brzydkie miasto. Brzydgoszcz. Kilometry bruku, odrapane budynki pomazane graffiti, nieprzejezdne ulice, a poza tym nic się nie dzieje i kulturalny człowiek po godzinie 16:00 nie ma tu co robić. „Szare ulice, brzydkie kamienice”.

W szczytowym momencie wakacji miasto jest rozkopane, wyjazd na Gdańsk praktycznie zamknięty, Jagiellońska rozkopana, wyjazd na Toruń przez wiadukty warszawskie utrudniony.

Władze są nieciekawe, nie mają żadnych pomysłów na rozwój Bydgoszczy, dbają tylko o swój interes, stawianie hipermarketów i likwidowanie szkół.

Jednym słowem brud, smród i ubóstwo, a do Torunia to się w ogóle nawet nie umywamy.

A jednak kocham Bydgoszcz miłością głęboką, ognistą i nienasyconą, z roku na rok coraz mocniejszą. Widziałem Sztokholmy, Edynburgi, Amsterdamy i Petersburgi, ale nie zamieniłbym Brombergu na żadne inne miasto.

Częściowo wina za moje uczucie spoczywa na panu Jerzym Sulimie-Kamińskim, autorze wspaniałej książki „Most Królowej Jadwigi” (krótka historia samego mostu tutaj). Nie tylko dlatego, że opisywał miejsca, niedaleko których się wychowywałem, ale również z tego powodu, że w swojej powieści pokazał aspekty Bydgoszczy, z których istnienia nie zdawałem sobie sprawy, które zostały wymazane albo zaledwie zatarte przez historię, a mimo wszystko stanowią o charakterze miasta. Niemieccy mieszkańcy Bydgoszczy, przeradzanie się miasta zdominowanego przez żywioł germański (nie na darmo zwano Bydgoszcz „Berlinem północy”) w miasto polskie, napływ „galicyjskich antków”, wpływ Polski Ludowej na robotnicze, jak by nie patrzeć, miasto. Pan Jerzy opisał to jakby mimochodem, przy okazji „ważniejszych” opowieści zawartych w jego dziele, a jednak wywarł piętno...

Miałem jeszcze opowieści mojej Babki i Matki, do których nie przywiązywałem jako gówniarz większej wagi, a które - po niewielkim oszlifowaniu - bez problemu mogłyby się stać kolejnymi rozdziałami księgi Pana Jerzego. Babcia opowiadała mi o wjeździe Wojska Polskiego na Stary Rynek 20 stycznia 1920 roku...

Ale żeby nie było, że moje zauroczenie Bydgoszczą wynika tylko z opowieści innych ludzi! Przeżyłem tu prawie 35 lat (jessssu), oczy miałem generalnie otwarte... Kocham bezwarunkowo to centrum mojej osobowości, zamknięte między ulicami Focha (dawniej Armii Czerwonej!), Gdańską (dawniej Aleje 1 Maja!), Dworcową a Marcinkowskiego. Ogarnia mnie głębokie wzruszenie, gdy z perspektywy Gdańskiej patrzę na Szwederowo i budynek II Liceum Ogólnokształcącego (cztery najpiękniejsze lata w moim życiu). Coś ściska mnie za gardło, gdy przechodzę przez Plac Wolności i okolice Radia Polskiego, gdzie balowali moi rodzice i ich znajomi. Czuję wielką nostalgię, odwiedzając Wilczak, tereny nad Kanałem Bydgoskim, ulicę Śniadeckich, gdzie toczyło się życie moich dziadków.

Większość najważniejszych wydarzeń w moim życiu miała miejsce tutaj.

Kocham Bydgoszcz.

8 komentarzy:

Maciej pisze...

Jestem przekonany, że wielu żywi do Bydgoszczy podobne uczucia. Ja także mógłbym opisać miejsca dla mnie ważne i teraz już budzące nostalgię (np. ulica Chrobrego, przy której na dobrą sprawę się wychowałem; typowe blokowisko, czyli Wzgórze Wolności, to dla mnie smak życia rodzinnego i szkoły podstawowej; czy też szlak wyznaczany ulicami Gdańską, Słowackiego, przez Park Kochanowskiego, po ulicę Kopernika - czyli ulubione lata szkoły średniej). No i wielka miłość do Bydgoszczy mojego ojca. Musiał we mnie ją zaszczepić (te tomy książek i albumów o Bydgoszczy w domu...).
I jeszcze jedno. Bydgoszcz nie jest aż tak brzydka, jak nam się często wydaje. Nie tak dawno odwiedzili mnie znajomi z Warszawy i Tczewa. Byli wręcz zauroczeni Wyspą Młyńską, zachwyceni tym szarym i brudnym Śródmieściem. Podobał im się spokój na ulicach miasta w sobotnie popołudnie, gdy zamknięte są już sklepy (a ja zawsze uważałem to niezrozumiałe zjawisko jako jedną z najgorszych cech Bydgoszczy).
Żal mam tylko do naszych włodarzy, że brakiem jakichkolwiek sensownych działań, spychają to miasto na margines. I trochę do samych mieszkańców, którzy zbyt często zachowują się bardzo prowincjonalnie. Niestety w złym tego słowa znaczeniu.

3Pixer pisze...

@ Maciej

Dawaj, opisuj! Ja naprawdę bardzo chętnie przeczytam o Bydgoszczy z Twojego ujęcia. :-) Nawet chętnie udostępnię „łamy”, jeśli zechcesz. :-)

Mnie w Bydgoszczy najbardziej wkurza doraźność i przypadkowość działań, o czym już zresztą wcześniej pisałem. I przyzwolenie na dowolność - na ul. Cieszkowskiego, sztandarowym przykładzie bydgoskiej secesji, w szeregu szarych, obskurnych kamienic odnowiono jedną, zajmowaną zdaje się przez gabinety lekarskie. Odnowiono i, przepraszam za wulgaryzm, jebnięto na różowy kolorek. Różowiutki. Jeżeli zgodził się na to plastyk miejski, to znaczy, że jest daltonistą albo zboczeńcem. Or both. :-)))

Anonimowy pisze...

Man, nie mam już żadnych wątpliwości, zresztą, sam zobaczysz.
Opadła mi kopara - albo to bezdenna głupota, albo bezdenna bezczelność, albo jedno i drugie, plus jeszcze schizofrenia paranoidalna...
Ale co tam. Zgonimy szczury z naszej tratwy, wciągniemy na maszt "jolly rogera" i płyniemy dalej. Choć zasadniczo nie mam nic do szczurów, wręcz przeciwnie, zamierzam sobie nabyć takowego, jak się już zalęgnę w tym domku...albo może już w mojej... pssst ;)
"A okręt mój płynie dalej... gdzieś tam... Serce choć popękane.. chce bić...Nie ma mnie i nie było.. jest Dzień...Nie ma cię i nie było... jest Noc..."
strrrrasznie lubię ten kawałek Kata...
To jak - idziemy na Fysza w październiku? z Jacentym wstępnie gadaliśmy o tym, zapalił się jak sosnowy młodnik ;)
good Night and good luck :*

3Pixer pisze...

@ tm&tm

A co spowodowało, że straciłaś te wątpliwości?
Zobaczymy, jak się sytuacja rozwinie. :-)

Co do F. - gdzie Ty miałaś okazję z Jacentym gadać?!? :-))

Ja na pewno pójdę; co więcej, jutro jest w Parku Sztywnych pokaz koncertu Maryli z 82 roku, i tam też będę! :-)))

Anonimowy pisze...

"...Kolorowych jarmarków!..." ;)))))
z Jacuniem gadałam bez telefon, kiedy pojechał z Ojcem do 2 Rzek. Jakoś tak nawet dość często nam się konferuje, w ogóle, co miłe i ciekawe, znajomi i przyjaciele z Bydg. często się odzywają, dzwonią, piszą, tak jak i ja zresztą, bardzo mnie to cieszy, bo bałam się, że mój wyjazd rozluźni te więzi - ale nie. Popękała tylko ta znajomość, która łaczyła się z ta parą pustaków kartusko-wyżynnych ;))), ale i tej znajomości już nie żałuję, bo trzymać z kimś, kto stojąc za Twoimi plecami cały czas mantruje, jak Ci wbić nóż pod łopatkę, to przyjemność żadna, a honor wątpliwy. Ale to, a właściwe Ci, którzy pozostali, to creme de la creme ;))))

wiesz-OK pisze...

wstyd się przyznać,że dopiero dziś rano trafiłem na ten tekst...
nie chce Ci "maślić" ale to jest to ...
przy okazji, czy wyraził byś zgodę na jego
publikację na prowadzonej przez nas stronie www.bydzia.pl ?
przy okazji mogli byśmy też podlinkować "Ich bin ein Bromberger" na bydzi...
oczywiście za Twą zgodą jedynie...
czekam na kontakt
wieszok@bydzia.pl
pozdrawiam i bYziaczki ślę....

i jeszcze jedno - dziękuję za korektę
;-)

Anonimowy pisze...

Człowiek kulturalna nie ma co robic po 16... i już widać, że niewiele wiesz o kulturze w tym mieście.

3Pixer pisze...

Dziękuję Ci, drogi Anonimowy, za ten lakoniczny wpis, sugeruję sprawdzenie w słowniku języka polskiego znaczenia słowa „ironia”. Swoją drogą, mogłeś (mogłaś?) podać parę przykładów życia kulturalnego Bydgoszczy, chętnie skorzystam.