IDL

2008-09-08

Mamma Mia!!!

Nie mogę, po prostu nie mogę! Słucham soundtracku do tego cholernego musicalu i miska mi się jarzy na całego! :-))) Zawsze lubiłem Abbę, na zasadzie sentymentu, tak jak się lubi smak zapamiętany z dzieciństwa, ale nie przypuszczałem, że ekranizacja musicalu zrobi na mnie takie wrażenie. Całkowicie bezpretensjonalny film, bez sztucznych ogni i fajerwerków, ze świetnymi aktorami (chociaż Brosnanowi sugerowałbym raczej śpiewanie Toma Waitsa, jeśli już musi śpiewać) i znakomitą muzyką. Początek nie napawał mnie optymizmem - siksa wyglądająca na dwunastolatkę egzaltowanym głosikiem śpiewa Honey, Honey. Teraz jest to jeden z moich ulubionych kawałków na płycie, bo oczywiście w minioną sobotę od razu kupiliśmy soundtrack. Potem fabuła się rozkręca, chwyta i nie puszcza do samego końca. Oczywiście nie ma co przesadzać z tą fabułą, jest prosta, by nie powiedzieć banalna, ale tak doskonale zgrana ze świetnymi utworami, że człowiek siedzi kompletnie oczarowany. Najbardziej lubię chyba SOS, chociaż trudno wskazać mi utwór, którego tutaj nie dałoby się lubić. Kolega, który od jakichś trzech miesięcy zachwalał film, wygrał co najmniej dwa piwa - założyliśmy się, czy przypadnie nam do gustu. Jak kolega się będzie uśmiechał, to dostanie więcej tego piwa... Jedyne, co mnie trochę ubodło, to polityczna poprawność, która przemieliła Colina Firtha w biseksa (homo?), ale na szczęście ten wątek jest tylko delikatnie zaznaczony.


Co mnie dodatkowo zaskoczyło, to teksty. Słuchając muzyki, zwłaszcza takiej z założenia rozrywkowej, jakoś specjalnie się w nie nie wsłuchuję, i niesłusznie. Takie Winner Takes It All jest całkiem niezłe, jak i wspomniane już wcześniej SOS. No i w ogóle, kurna... Oto przykład, jak profesjonalnie zrobić kawał zarąbistej rozrywki. Gorąco polecam!

Brak komentarzy: