IDL

2007-06-22

Ruiny i zgliszcza

Obejrzałem sobie właśnie przed chwilą zdjęcia Krzysztofa Nowaczyka z browaru Myślęcinek. Jestem takim miłośnikiem swojego miasta, że nawet nie wiedziałem o istnieniu tego browaru. :-/ Ale nie o swojej niewiedzy chciałem pisać.

Otóż trafia mnie totalny szlag, jak widzę, ile takich fajnych, historycznych, zabytkowych miejsc w Bydgoszczy po prostu NISZCZEJE. Browar to tylko jeden z przykładów. Dlaczego się tak dzieje? Najprościej byłoby obarczyć odpowiedzialnością władze miasta (z prezydentem Konstantym Dombrowiczem, popularnym KonDom-em, na czele), ale przecież to nie za obecnej kadencji rozpoczął się ten smutny proces.

Przykłady można by mnożyć; weźmy chociażby młyn Rothera na Wyspie Młyńskiej. Przez lata był magazynem zbożowym, potem miasto (za rządów Jasiakiewicza, jeśli się nie mylę) sprzedało go firmie, która obiecywała cuda - hotel, centrum kongresowe, kto wie co jeszcze. Firma zabrała się raźno do pracy, rozbebeszyła cały budynek (pozdejmowane dachy, usunięte okna, rozwalone wnętrza), po czym się okazało, że nie ma kasy na dalsze prace, a jej właściciele to w ogóle oszuści. Tak więc przez kolejne kilka lat budynek stał sobie niczym nie chroniony (wspaniale się go zwiedzało po trzech piwach), aż przejął go Budpol (podwykonawca firmy-krzaka), który zrobił mu o tyle dobrze, że chociaż zakrył dach i zabezpieczył okna. Teraz znowu słyszy się o jakichś Duńczykach, którzy mają tam robić jednak 3-gwiazdkowy hotel... A fakt jest taki, że od lat nic się w młynie Rothera nie dzieje (chociaż szczury, myszy i ptaki będą zapewne innego zdania).

Kolejny przykład: synagoga w Starym Fordonie. Niegdyś, po wojnie, mieściło się tam kino Robotnik (potem Wisła). Po upadku jedynego słusznego systemu i bankructwie kina budynek zaczął oczywiście niszczeć. Na szczęście wkrótce znalazł się zbawca - fundacja Yakiza, która przejęła synagogę od miasta, z założeniem prowadzenia tam działalności kulturalnej. No cóż, kiedy jakiś rok temu przejeżdżałem w tamtym miejscu, budowla była otoczona płotem z plakietkami "Niebezpieczeństwo", a na jej dachu ze szczerbami po cegłach rosły sobie co najmniej roczne brzózki, co chyba Yakiza poczytuje sobie za powód do dumy, skoro na własnej stronie zamieszcza zdjęcie tej ruiny... Swoją drogą, strasznie mnie intryguje, czym zajmuje się rzeczona fundacja, która całkiem niedawno przejęła kultowy w pewnych kręgach klub Wiatraczek. Sądząc po bełkocie, jakim jest ich deklaracja programowa zamieszczona na stronie internetowej, mają problemy ze znalezieniem wyjścia z pokoju, w którym odbyło się spotkanie założycielskie...

Co do zniszczeń, to można by jeszcze powiedzieć o Wyspie Młyńskiej jako całości, wraz z unikatową Wenecją Bydgoską. Tam też wiele budynków uległo całkowitej dewastacji, niektóre z nich trzeba było rozebrać, i dopiero od niedawna mówi się o potrzebie rewitalizacji tego zakątka mojego miasta.

Mam nadzieję, że jeśli kiedyś zbierze się w końcu grupa ludzi z wizją, którzy będą wiedzieli, co należy zrobić, i przede wszystkim będą MOGLI to zrobić, będzie jeszcze co ratować...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

trafiłeś w czuły punkt. Jak patrzę na zabytki i zwykłe nawet budynki w Zielonej Kurze ;), to porównianie z Bydgoszczą jest miażdżące dla tej ostatniej... Tu w ZG nawet dziur w ulicach peryferyjnych nie ma - prawie - śmieci pozbierane, czysto, zielono... Strasznie mi żal Bydgoszczy, a o Wenecji już nie wspominam, bo mieć tak wspaniały szlak wodny w mieście i nie wykorzystać go, nie stworzyć z tego unikatu na skalę krajowa, to trzeba być głupim karierowiczem... no i niestety, takich właśnie mamy (niedo)radców miejskich :-/...
A mogłoby być tak pięknie...
No nic, trzeba będzie wykupić Bydgoszcz na własność, i tyle ;))

p.s. dodawaj, dodawaj, ta lala nie trafi tutaj, a ja się zareklamuję ;))). Wrzucę Cię też do moich linków :)