Od samego rana leje, co generalnie uwielbiam - zwłaszcza, gdy mogę siedzieć w domu, popijać coś ciepłego i gapić się bezmyślnie za okno (np. w takim miejscu bym mógł, albo najchętniej takim [Keltia!]) - ale nie wtedy, gdy z powodu deszczu jestem zmuszony do korzystania ze środków masowego rażenia... tj. masowej komunikacji. O kupnie porządnego ubrania przeciwdeszczowego na rower myślę od co najmniej dwóch lat i, jak zwykle u mnie, na myśleniu się kończy. :-/
W robocie projekty sypią się ze wszystkich stron, męczę się z ich ustawianiem i znajdowaniem tłumaczy, którzy je zrobią. Tydzień niestety nie chce się wydłużyć, a mnie osobiście czekają takie cuda do sprawdzenia, jak opis techniczny roweru czy instrukcja obsługi „jakiejś maszyny do odlewów” (cycat ze zleceniodawcy).
Dodatkowo od dwóch tygodni walczę z tekstami dla galerii, do wczoraj byłem pewien, że skończyłem i na jakiś czas będę miał spokój. Niestety - doszło kolejne pięć stron, może być hardkor, bo to niestety wynurzenia własne artystów. A na co ich stać, przekonałem się przy okazji ostatniego tekstu: była „trynitarna troistość Trójcy Świętej”, odniesienia do Boecjusza, a z drugiej strony „włocławski dom kultury we Włocławku” (no bo przecież ten faktyczny włocławski jest w Tucholi), albo „biennal” i „triennal” (czyżby jakiś męski szowinista?)... Zresztą przy okazji tłumaczeń dla galerii pozbyłem się kolejnego złudzenia - że artyści to ludzie wszechstronnie wykształceni, z ogólnym obyciem i pojęciem o świecie, dbający o treść i formę. Tymczasem pisane przez nich teksty są często niechlujne, ignorujące ortografię czy interpunkcję, stylistycznie fatalne - momentami wręcz bełkotliwe (np. zdania złożone składają się jedynie w wyobraźni osób je piszących). Do tego każdy „artycha” uważa, że fakt ukończenia przez niego Liceum Plastycznego w Cycach Wykiszewskich, albo wystawienia dwóch obrazów w Galerii „Monidło” w Pierdziałkowie Podwawelskim jest wydarzeniem niezwykle interesującym dla anglojęzycznego adresata katalogu prezentującego kilkudziesięciu twórców...
Oczywiście takie narzekanie jest z mojej strony czystą hipokryzją, bo dzięki tłumoczeniu tych „wykfitoof” mam kasę na waciki... Ale przebijanie się przez to wszystko powoduje, że jestem zmęczony psychicznie, przestaję widzieć światełka w tunelu, rzeczywistość wyślizguje mi się z rąk i generalnie czuję się dobity. Smutno mi.
Jeden plus, że zasłony się rozsuwają. Ale co z tego, jak nie mam roweru?!
9 komentarzy:
a ja kupiłam sobie rolki i będę się zwijać ;)))))
Prócz tego z dużą namiętnością słucham ostatniego odkrycia radiowego, co iest dziwnym, albowiem ia nie słucham radia ;).. ad rem: wałkowany utwór to "Summer Wine" gardłowego z HIM i siakiejś miss von und zu CośTam, ale ma ten kawałek w sobie COŚ. Trochę kojarzy mi się z dokonaniami duetu Cave/Minogue, i nie dam sobie obciąć ogona, czy to nie zamierzony efekt.
Btw. Za tydzień (od wtorku) ląduję w chacie na jakieś dwa tygodnie :), mam nadzieję, że tą razą się na pewno zobaczymy, hmmm?..
O jeny, jeny. Po co te narzekania? Wszak nie tylko u Ciebie pada... nie zapominaj o tym, że są tacy, którzy mają gorzej, a nie mają takiego miejsca do podzielenia się swoimi bólami... :-)
Trzymaj się, a w razie czego, siedzę obok i jak dzisiaj, chętnie dorzucę jeszcze coś "na koniec dnia"...
P.S.
Mam jakiś syndrom wielokropka ostatnio... zupełnie nie wiem skąd mi się to bierze.
Wielokropka... powiadasz... mnie czasem... też to dopada... Zwłaszcza jak mi net nie działa... Jak wczoraj... I co z tym Microsoftem robimy?
Miało się obyć bez nazw(isk) :-)
Wyłamujesz się...
No pewnie, że "robimy". To znaczy, ja będę na Hunterfest w Szczytnie, a Ty będziesz robić :-)
Ja się będę obijać, a na Ginterfeście będzie lało. Czy to się może w jakimś zamkniętym pomieszczeniu odbywa?
A serio, to na 15 idziemy do teściówki na obiad, więc mam nadzieję, że za dużo do roboty nie będzie...
...a jednak jest o jedzeniu jajek na twardo, choć kamuflujesz to jako "obiad u teściowej" ;)))))))
a teraz coś z zupełnie innej beczki.
...MODRZEW!!!!!!!!
:P
Ależ przecież poniekąd ponieważ nie będziemy na obiad jedli jajek na twardo! Za to na śniadanie dzisiaj były jajka na miękko, smażone pomidory i boczek. MNIAM!
A poza tym to nie było w poście, tylko w komentarzu, więc się nie liczy. :-P
A teraz coś z zupełnie innej beczki: człowiek z łasicą w nosie!!!
... a to nie był człowiek z magnetofonem w nosie??...
Pan Patafian: Co za różnica, nie lubię ani jednego, ani drugiego!
;)
..na dzisiejszych zajęciach dowiemy się, jak się bronić przed atakiem za pomocą banana...
;)
...we are the knights who say "NI"!!!!!!!!!
Prześlij komentarz