IDL

2008-01-17

Jeszcze o doraźności...

W poprzedniej notce dotyczącej rozwoju Bydgoszczy nie wspomniałem o innym drastycznym przykładzie całkowitej przypadkowości działań władz miasta. Ludzie w nich zasiadający sprawiają na mnie wrażenie psów Pawłowa - reagują dopiero na bolesny bodziec. Otóż od ponad 100 lat istnieje w naszym mieście kino „Pomorzanin”, które w wyniku powstania Multikina niestety upadło. Przez długi czas stało zamknięte, aż wreszcie zostało sprzedane firmie, która otworzyła w nim... handel mydłem i powidłem! Jakoś nikomu we władzach to specjalnie nie przeszkadzało (w przeciwieństwie do bydgoszczan, którzy są generalnie oburzeni), do momentu, kiedy właściciel postanowił przebudować „Pomorzanina” na centrum handlowo-usługowe. Wtedy od razu podniosło się larum, włodarze miasta są oburzeni, miejski konserwator zabytków zapowiada walkę o kino... A ja pytam: o czym szanowni panowie myśleli, gdy ważyły się jego losy? O uratowaniu unikalnej architektury i wnętrz? O wzbogaceniu Bydgoszczy o koleją placówkę kulturalną, niekoniecznie przynoszącą dochody, za to wzbogacającą życie duchowe? Czy może jednak o szybkiej kasie dla miasta, którą można zbić na opłatach za prowadzenie handlu w tak doskonałej lokalizacji? Więc teraz te wasze narzekania są tylko krokodylimi łzami...

Brak komentarzy: