IDL

2008-01-11

Wielkość MA znaczenie!

Rok z haczykiem temu wydawało mi się, że szczęśliwie zakończyłem poszukiwania odpowiedniego odtwarzacza mp3 dla siebie. Z salonu EMPiKu przyniosłem śliczniutki, srebrniutki, elegancko zapakowany odtwarzacz Sony NWA-3000, 20-gigabajtowe cudeńko za wyjątkowo korzystną cenę - 599 złotych. Niestety, po otwarciu pudełka okazało się, że brakuje w nim drobnego, acz istotnego elementu: kabla USB łączącego urządzenie z komputerem. Niestety, EMPiK nie był w stanie pomóc w rozwiązaniu tego problemu, ograniczyli się jedynie do propozycji, żeby odesłać paczkę do Warszawy, a oni zwrócą kasę. Próbowałem załatwić cokolwiek w lokalnym Centrum Sony, ale tam mnie spławiono; w końcu dotarłem do punktu serwisowego Sony, gdzie pan powiedział, że owszem, może sprowadzić taki kabel z Brukseli (!!!), będzie to kosztowało 80 złotych i potrwa do końca stycznia (a była końcówka listopada!!!).

Tak więc skończyło się zwrotem pieniędzy, a jakieś 2-3 miesiące później skorzystałem z okazji w Vobisie i kupiłem 1-gigabajtowy odtwarzacz Samsunga (YP-U2). Nie powiem, jestem z niego bardzo zadowolony - urządzenie niewielkie, eleganckie, ładowane przez port USB, no i przede wszystkim gra naprawdę zacnie. Dodatkowo (to oczywiście standard) można bez problemu przenosić dane. Ale...

No właśnie. Pendrive o pojemności jednego gigabajta jest wystarczający do codziennego przenoszenia danych, natomiast odtwarzacz o tej pojemności dla osoby żyjącej muzyką - absolutnie nie! Najświeższy przykład z dzisiaj: zapakowałem grajka pięcioma płytami Broken Social Scene, wyborem kawałków z Ministry of Sound i różnościami chilloutowymi z kilku stacji internetowych, po czym przyszedłem do pracy i stwierdziłem, że najchętniej posłuchałbym Twelfth Night. :-D Z odtwarzaczem 20-gigowym nie miałbym takiego problemu - wpakowałbym w niego całą swoją muzyczną kolekcję i w zależności od nastroju mieszałbym tylko guziczkami na urządzeniu wielkości walkmana... A na pewno zostałoby w nim jeszcze miejsce na dorzucanie muzyki polecanej od czasu do czasu przez znajomych.

Od razu zaznaczę, że jakoś nigdy nie byłem zwolennikiem iPodów. Przede wszystkim ze względu na wygórowaną, moim zdaniem, cenę (przykładowo w Vobisie jednogigabajtowy iPod Shuffle, który nie ma wyświetlacza, kosztuje 349 zł, podczas gdy Creative Zen Stone Plus z wyświetlaczem i pojemnością 2 gigabajtów można tam kupić za 199 zł!), ale również ze względu na dość dziwne zasady obsługi (z tego, co wiem, muzykę do urządzenia można wczytać jedynie za pośrednictwem iTunes), a także przeładowanie funkcjami. W tej kwestii zawsze byłem konserwatystą: jeżeli mam telefon komórkowy, to do prowadzenia rozmów i ewentualnego esemesowania, a nie do słuchania muzyki, robienia zdjęć i przeglądania Internetu. Jeżeli aparat fotograficzny - to do robienia zdjęć, a nie do słuchania muzyki, oglądania filmów i podróżowania palcem po mapie! Z tego względu nie wywaliłbym pieniędzy na odtwarzacz muzyczny, który pozwala na oglądanie zdjęć i filmów - bo wiem, że dwie ostatnie funkcje nie będą przeze mnie nigdy wykorzystane. Przez jakiś czas rozważałem kupno Archosa 204, ale ostatnio mam trochę inne plany... ;-)

Brak komentarzy: