IDL

2008-04-10

Seafarer

Za oknem szaro, deszczowo i zimno... Po ulicach toczą się sznury samochodów i nieliczni, chyba mocno zdesperowani rowerzyści. Horyzont wyznaczają jasnoszare plamy pagórków - wystarczy nieco wysilić wyobraźnię, by zobaczyć w nich rosnące grzbiety morskich fal, które lada moment roztrzaskają się o las.



Jakoś nie mogę przestać myśleć o prawdziwym morzu, tym, które widzieliśmy trzy tygodnie temu w Międzyzdrojach. Był to mój pierwszy pobyt nad Bałtykiem od... strach pomyśleć - prawie dwudziestu lat! Nigdy nie przepadałem za morzem ze względu na zatłoczone plaże, wciskający się wszędzie piasek, lipcowy, suchy zapach sosnowego lasu... Okazuje się, że po prostu bywałem na Wybrzeżu w nieodpowiednim czasie. :-) Tymczasem pustka wietrznej, deszczowej, obmywanej stalowoszarymi wodami plaży oferuje niemal mistyczne doznania, w morski bezkres mógłbym się wgapiać tak samo uporczywie i nieprzerwanie, jak w płomienie ogniska. Wyobrażam sobie, że na takie właśnie morze patrzył morski wędrowiec... A krzyk mew i szum fal zapadły mi w serce co najmniej tak głęboko, jak Telerim. ;-) Niecierpliwie czekam, by móc tam wrócić, do tego dziwnego miejsca podzielonego sztuczną granicą, z nadzieją, że tym razem uda się nam odwiedzić Łuczniczkę w Heringsdorfie.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

...i mnie tęskno za Morzem.. mam ten głos, krzyk mew i szmer fal wbiegających na brzeg, tak głęboko w sercu, że czasem wydaje mi się, że szum krwi w moich żyłach to właśnie pieśń Morza..
..a zresztą, niemało w tym prawdy, wszakże jedno i drugie jest słone...