IDL

2007-06-21

Jak chłop krowie...

Zastępuję przez najbliższe dwa dni koleżkę, który wybył na szkolenie z inteligencji emocjonalnej... :-) No i z działki, którą on obrabia, przyszedł mail, że bardzo dziękują za zmiany wprowadzone w zeszłym tygodniu (a polegające na tym, że nazwa "SuperDuper Disc" jest nazwą własną, więc nie możemy z tego robić "płyta SuperDuper"). Niemniej zauważyli, że przywracając wszędzie "SuperDuper Disc", dodaliśmy przed tą nazwą słówko "płyta". W związku z tym proszą, żeby słówko to usunąć, bo "SuperDuper Disc" to nazwa własna blah blah blah. Kumpel już od dwóch tygodni im truje, że w ten sposób powstaną totalne dziwactwa, ja teraz też wysłałem taki komunikat... i pewnie nic z tego nie wyniknie.

Inny przykład, tym razem z mojej działki. Firma wymyśla sobie hasło reklamowe: Inside everyone there's a DanceMaster. "DanceMaster" to - nie zgadniecie! - nazwa własna, ale chcąc pozostać w zgodzie z językiem polskim i własnym poczuciem smaku, robię z tego "W każdym z nas kryje się mistrz tańca". Nie mija tydzień, dostaję maila: "DanceMaster to nazwa własna blah blah blah ZOSTAWIĆ w oryginale". Trafia mnie szlag, piszę "Jak by się wam podobało, jak byście w swoim tekście mieli 'Inside everyone there's a mistrz tańca'?". Na odpowiedź czekam do dziś.

No i nachodzi mnie taka refleksja, że zachodniojęzyczni są wybitnie (t)oporni na argumenty. Nie dociera do nich na przykład, że w innych językach występuje coś takiego, jak fleksja: dzwoni do mnie pewna firma, że wg ich wiedzy "compact disc" na polski to "płyta CD", i czy w związku z tym jestem pewien, że użyte przeze mnie w przetłumaczonym tekście wyrażenia "płytą CD", "płycie CD", "płytę CD" itd. są poprawne? Zdębiałem. Tym bardziej, że w tej sprawie zadzwonili 5 razy jednego dnia.

W związku z czym obawiam się, że dojdzie kiedyś do takiej sytuacji - oby nie za mojego życia zawodowego! - że tłumacze będą niczym więcej, jak ustawiaczami klocków. Firma zlecająca pracę przyśle zbiór gotowych fraz, zdań, wyrażeń, tłumacz będzie tylko musiał je poprawnie poustawiać. Taka praca będzie pewnie szybsza, pewnie obniży koszty - ale czy rezultat końcowy będzie strawny? Bardzo w to wątpię...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

... nie wytłumaczysz kretynu, szkoda sił i energii. Ale przynajmniej będziesz miał materiał na felietony, czyż nie?....

3Pixer pisze...

Mam cichą nadzieję. Tylko muszę kombinować, żeby nie ujawniać nazw firm-zleceniodawców i ich produktów, bo chyba mógłbym mieć z tego powodu nieprzyjemności... ;-) BTW, dzięki, że śledzisz moją tfurczość. :-)

Anonimowy pisze...

cała po mojej ;))))

Maciej pisze...

"W związku z czym obawiam się, że dojdzie kiedyś do takiej sytuacji - oby nie za mojego życia zawodowego! - że tłumacze będą niczym więcej, jak ustawiaczami klocków. Firma zlecająca pracę przyśle zbiór gotowych fraz, zdań, wyrażeń, tłumacz będzie tylko musiał je poprawnie poustawiać. Taka praca będzie pewnie szybsza, pewnie obniży koszty - ale czy rezultat końcowy będzie strawny? Bardzo w to wątpię..."

Ależ robią to już "inteligentne" programy tłumaczące. Jeśli więc tak się stanie, jak piszesz, to tłumacze w ogóle nie będą potrzebni. Zgroza. Niestety to, o czym piszesz jest o wiele bardziej powszechne niż myślisz. Sam pracuję w czasopismie, w którym większość publikowanych materiałów, to teksty sponsorowane. I czego życzą sobie klienci! I jeszcze za to płacą! No i nie wytłumaczysz takiemu, że się ośmiesza.