Gazeta Wyborcza podała, że Ole Gunnar Solskjaer, podpora Manchesteru United w drugiej połowie lat 90., nie zagra już na boisku. Ostatecznie wysiadło kolano.
Wielka szkoda - Ole był częścią tego składu MUtd, który uwielbiałem najbardziej, z Giggsem, Beckhamem, Schmeichelem, Andy Cole'em i Dwightem Yorkiem. Solskjaer nie był graczem, który rozgrywał całe spotkania - najczęściej wchodził w ostatnich minutach, by odwrócić losy meczu albo dobić pokonanego przeciwnika. Jego szczytowa chwila w klubie to mecz z Bayernem Monachium w finale LM w 1999 roku - atomowy strzał Ole zapewnił klubowi zwycięstwo i tytuł Mistrza LM. Jak sam stwierdził po latach, triumfalny ślizg po murawie dla uczczenia tej bramki mógł być źródłem późniejszych, wieloletnich kłopotów zdrowotnych, których efektem jest dzisiejsze zakończenie kariery aktywnego sportowca.
Wielka szkoda. Tym bardziej, że to mój rówieśnik. ;-)
3 komentarze:
Nie wiem, czy słyszałeś o tym, ale gdzieś w gazecie, czy w internecie wyczytałem, że kilkanaście minut po zakończeniu półfinałowego meczu pomiędzy Kamerunem i Kolumbią zmarł Marc-Vivien Foe... próbowano go ponoć reanimować przez 45 minut, ale to nie poskutkowało...
Młode chłopy, miał zaledwie 28 lat...
A to jakoś ostatnio było? Jeśli tak, to ostro się te śmierci sypią - przecież zaledwie w zeszłym tygodniu zmarł w wyniku zasłabnięcia na boisku 22-letni Antonio Puerta... :-/
Tak- u mnie nota o nim właśnie...
Kurde ciężka sprawa...
A Foe zmarł 4 lata temu wprawdzie, ale skoro już tak o piłkarzach i umieraniu mowa, to zauważyłem, że stadion to arena śmierci... :-//
Prześlij komentarz