IDL

2007-11-08

Haddington Convention 1999, cz. 3

W nawiązaniu do części 2: nadzieja matką... i tak dalej. :-)
_______________________________________________

Po skończonym koncercie zabawa przeniosła się z powrotem na parter. Dość dużym zaskoczeniem było pojawienie się Steve'a Wilsona z Porcupine Tree. Natychmiast zaczęto spekulować, czy Steve (Prog Prince, jak go niektórzy nazywają) wystąpi podczas któregoś z zaplanowanych na ten weekend koncertów Ryby. Dość szerokim echem odbiła się plotka, według której Steve powiedział, że bardzo chętnie zagra z Fishem, pod warunkiem, że wspólnie wykonanym utworem będzie… Grendel! Jak w każdej plotce, również w tej było ziarenko prawdy. Warto jeszcze dodać, że Steve przyjechał do Haddington prosto ze studia, w którym miksował niektóre utwory z zapowiadanej na październik nowej płyty Marillion. Jeśli wziąć pod uwagę, że Steve miksował również płyty Fisha, że John Wesley był poprzednio technicznym zajmującym się gitarami Steve'a Rothery, że wreszcie Fish zagrał w minionych miesiącach zarówno ze Steve'em Rothery jak i ze Steve'em Hogarthem, to można stwierdzić, że ścieżki Marillion i ich byłego wokalisty krzyżują się ostatnimi czasy coraz częściej. A czy należy z tego wyciągać jakieś wnioski?…

Następny dzień, sobota, zaczynał się o godzinie 12:00, spotkaniem w Tyneside Pub. Jest to dość duży budynek z dziedzińcem i ogrodem na zapleczu. Zaplanowano tam spotkanie powitalne dla fanów - niestety, tylko członków fanklubów. Ale szczęście nam dopisywało: poprzedniego wieczoru kupiłem wejściówkę i bilet na koncert akustyczny, zaś drugą, dzięki pomocy poznanych poprzedniego dnia Niemców, zdobyliśmy od żony Fisha, Tamary. Tak więc mogliśmy uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach Konwencji. W ogrodzie rozstawione były stoliki z poczęstunkiem: hamburgerami, kurczakami, kiełbasą. W dużym namiocie umieszczono bar serwujący piwo. W pomieszczeniu obok baru można było kupić różne akcesoria reklamujące Fisha, od koszulek, czapek i dżinsowych koszul, po specjalne torby na kompakty, parasole i szlafroki! Z nowości - kaseta video z zarejestrowanym przez naszą telewizję koncertem z Przemyśla z 1997 roku, chwalona przez artystę za doskonałą jakość i realizację. Na piętrze gratka dla miłośników malarstwa - wystawa oryginalnych prac Marka Wilkinsona, twórcy wszystkich okładek "starego" Marillion i większości okładek Fisha. Była ona o tyle ciekawa, że przedstawiono na niej również obrazki z singli, które w Polsce nie są raczej sprzedawane. Najciekawiej, moim zdaniem, prezentowała się okładka Goldfish and Clowns.

Kiedy już wszyscy sobie podjedli i popili, przyszedł czas na Rybi monolog, po którym nastąpiły pytania od publiczności. Całe towarzystwo zgromadziło się na dziedzińcu, gdzie ustawiono mikrofon i nagłośnienie. Słońce prażyło wręcz niemiłosiernie - a muszę zaznaczyć, że jeszcze w przeddzień naszego przyjazdu lało jak z cebra. Fish był z pogody bardzo zadowolony, ponieważ dobrze to rokowało zaplanowanym na popołudnie rozgrywkom piłkarskim. Właśnie w związku z meczami przedstawił najpierw Andy'ego McIntosha, który na co dzień jest twórcą oficjalnej witryny internetowej Marka Wilkinsona. "Tosh" był odpowiedzialny za stronę organizacyjną mistrzostw fanklubów, dzięki jego pracy udało się zebrać w sumie dziewięć drużyn gotowych powalczyć o ufundowane przez Fisha medale i puchary.

Wracając zaś do pogawędki Fisha, mówił on bardzo dużo o swojej pracy w roku, który minął od poprzedniej Konwencji. Przykro to stwierdzić, ale pod względem zawodowym było to kolejne niezbyt udane dwanaście miesięcy - przede wszystkim dlatego, że wytwórnia RoadRunner, znana między innymi z wydawania płyt Sepultury, a z którą Fish wiązał bardzo duże nadzieje, nie wywiązała się ze swoich zobowiązań promocyjnych w Stanach Zjednoczonych. Jak wokalista sam stwierdził, amerykański RoadRunner nie zrobił dosłownie NIC, żeby wypromować Raingods with Zippos. Z tego też powodu odwołane zostało planowane na lipiec i sierpień tournee po Ameryce (które miało zahaczyć o Meksyk i nawet Brazylię). Dodatkowo, wielki Szkot zdaje się nie mieć zbyt szczęśliwej ręki do wyboru singli; Incomplete przepadło na listach, zaś planowane i przedyskutowane z piłkarzem Davidem Ginola wydanie Tilted Cross w ramach akcji charytatywnej na rzecz ofiar min lądowych spełzło na niczym. Fish opowiadał również, dlaczego niektóre koncerty z jego europejskiej trasy zostały odwołane. W wypadku koncertu w Tallinie, który miał się odbyć przed meczem Szkocja - Estonia, zawiniły władze imigracyjne, żądające zbyt wysokiego podatku za wwóz i wywóz (!) sprzętu nagłaśniającego… Z kolei w naszym kraju miało się odbyć pięć koncertów, ale polski promotor za każdy z nich oferował 900 funtów. Tymczasem koszt utrzymania zespołu w trasie to 2500 funtów dziennie! Jest to zresztą sytuacja znana z trasy Sunsets on Empire, którą musiano przerwać po kilkudziesięciu koncertach ze względu na rosnące lawinowo koszty…

Mając to wszystko na uwadze, Fish zdecydował, że nie będzie już starał się za wszelką cenę zaistnieć w Top 40, że koncerty będą organizowane rzadziej, za to przy większym bezpieczeństwie finansowym; co więcej, promocja następnej płyty będzie miała miejsce przede wszystkim w Internecie, z tych samych względów. Jak stwierdził, nie jest już dwudziestolatkiem, żyjącym bezproblemowo z dnia na dzień - jako głowa rodziny musi mieć na uwadze swoją żonę i córkę. To samo dotyczy zresztą całego zespołu.

Na szczęście nie zabrakło w wypowiedziach Fisha anegdot i elementów humorystycznych. Szczególny aplauz wzbudziła historia dotycząca jego kariery aktorskiej; jedną z ról zaproponowanych przez agenta była rola… Yeti w kręconym w Himalajach francuskim filmie! Agent zachęcał Fisha tym, że jest tam niewiele tekstu do nauki… W podobnym tonie utrzymane było pytanie jednego z fanów. Fish, opowiadając o przygotowaniach do trasy koncertowej powiedział, że najwięcej problemów sprawia mu nauczenie się tekstu Plague of Ghosts, w związku z czym będzie od czasu do czasu zerkał do zeszytu. W tym momencie z publiczności padło pytanie, czy nie lepiej w takim razie zagrać Grendela - jest krótszy i ma mniej słów. Na co artysta odparł pytaniem: "Grasz dzisiaj w piłkę nożną? Dobrze wiedzieć…" (Mimo tej zapowiedzi, krew na boisku lała się w niewielkich ilościach).

1 komentarz:

Maciej pisze...

"Natychmiast zaczęto spekulować, czy Steve (Prog Prince, jak go niektórzy nazywają) wystąpi podczas któregoś z zaplanowanych na ten weekend koncertów Ryby."

No nie słyszałem tego określenia:-D Muszę to powiedzieć mojej Agnieszce, wielkiej fance progowego Księcia, to się uśmieje:-)
Swoją drogą już niedługo zobaczę Porków w Poznaniu i inaczej będę patrzył na szalejącego po scenie Wilsona...