IDL
2009-12-08
Desant leśny
2009-10-26
Dla mnie to skarb
Z tym większym dla siebie samego zaskoczeniem muszę stwierdzić, że nowe dzieło Katarzyny Rooijens (de domo Szczot) jest ogórkiem prostym jak norma UE przykazała, i nawet po rozłożeniu go na kawałki nie wychodzi z tego mizeria. :-) Składa się owa płyta z 11 różnorodnych utworów, znakomicie zrealizowanych, część z nich nasuwa skojarzenia z polską muzyką przełomu lat 1970/1980 (tak, to komplement!), a jednocześnie całość brzmi nowocześnie. Dodatkowo dużym plusem dla mnie jest to, że nie ma tutaj spinania się na przebój ani debilnych tekstów o paście avocado czy smarowaniu chleba ludźmi. Muzycznie jest spokojnie i bardzo oszczędnie, nawet żywsze utwory nie są przeładowane pomysłami aranżacyjnymi. Płyty słuchałem już kilkanaście razy - najprzyjemniej jest późnym wieczorem, a dzisiaj przejdzie jeszcze test na wypasionych słuchawkach :-) - i nie znudziła mi się ani nie nuży przy kolejnych odtworzeniach. Tak więc polecam.
2009-10-22
Wieczorne Polaków rozmowy...
Jej konkluzja, wyrażona przez praktycznie wszystkich uczestników, była taka, że kapitalizm sam w sobie nie jest w kryzysie (w domyśle: to najlepszy system ekonomiczny, jaki wymyślono), natomiast dochodzi w jego ramach do wielu mniejszych i większych kryzysów, które z czasem, pozostawione same sobie, mogą doprowadzić do poważniejszych problemów. Jeżeli rządy nie podejmą jakichś przeciwdziałań, może dojść do dużej katastrofy. Nikt natomiast nie zwrócił uwagi na to, że być może ludzie zaczynają mieć dosyć obecnie panujących ustrojów będących pochodnymi kapitalizmu, są zmęczeni ciągłym pośpiechem, koniecznością ścigania się, dobiegnięcia do celu przed innymi... A zaczynają już o tym pisać w ojczyźnie kapitalizmu, więc wydaje mi się, że jest coś na rzeczy. Tylko my jak zwykle trochę z tyłu.
2009-10-19
Nie wieżę!!!
2009-09-03
...
miotając się w porywającym przeciągu
rzekomego braku czasu
między pracą a domem
chlebem a solą
wyspą a rynkiem
wyborem a koniecznością
Jeśli nie obejmujesz po drodze sztuki
Zatrzymaj się. W oknie
zobaczysz zależnie od głębokości
wejrzenia
kilka warstw rzeczywistości
i jej nowych kreacji
Z podobnych przypadków rodzi się orkiestra
gwiżdzących hymn wyzwolenia wewnętrznego
Masz szansę zrozumieć i odczuć,
że czasu starczy ci co najmniej
na całe życie.
Wiersz Wojciecha Banacha zniknął wraz z całym budynkiem, na ścianie którego był wypisany. Podobno ma powrócić. Może mi też się uda. :-)
2009-07-25
2009-06-26
The King Has Left the Planet...
Pytanie zresztą, co to było za życie? Dziecko trafia na scenę w wieku 5 lat, natychmiast rzucone na głęboką wodę. Potem głęboka woda zmienia się w bezdenną otchłań, gdy solowa kariera zapewnia mu niewyobrażalną popularność i bogactwo, jednocześnie pozbawiając resztek jakiejkolwiek prywatności (której choć pozorów tak rozpaczliwie wydawał się bronić), a w pobliżu sami pochlebcy i klakierzy – nikogo, kto zapewniłby bezinteresowne wsparcie. Zaś wokół tłumy obserwatorów i mediów czekających na sensację. Makabryczna, smutna egzystencja. A gdy tylko talent do tworzenia hitów nieco osłabł, zleciały się stada sępów, gotowe do zbicia kasy na odbrązawianiu wizerunku Króla Popu.
W serwisie Facebook, obok zdjęcia Jacksona z lat największej sławy, ktoś napisał Do you remember that kid? He died some 25 years ago. Myślę, że to dobre podsumowanie tej smutnej historii...
2009-06-13
Curse you, Word!
2009-06-12
No to nara!
Kończy się chyba wreszcie dość długa i nudna telenowela pt. „Przejście Cristiano Ronaldo do Realu Madryt”. Mimo niedawnych zapewnień, że czuje się świetnie Manchesterze, Brylantynowy Chłopiec zamienia Wyspy na Półwysep. Wszystkiego dobrego, mam jednak niejasne wrażenie, że szczęścia tam nie znajdzie. Jak trafnie zauważył jeden z angielskich dziennikarzy, w MUtd są Rooney i Teves, którzy ryli trawę zębami, wypracowując sytuacje dla CR7 i pozostawiając całą chwałę jemu. Drużyna Realu – określana mianem Galácticos – takiego komfortu już mu zapewne nie da. Czy nie straci dobrego samopoczucia, gdy będzie musiał ganiać po boisku razem z dziewięcioma podobnymi mu gwiazdami? Wystarczy przypomnieć Davida Beckhama, który przeszedł do Realu, wtopił się w tło i skończył w lidze amerykańskiej…
Mimo wszystko powodzenia, Cristiano. Ja czekam niecierpliwie, kiedy na Old Trafford pojawi się Franck Ribéry… :-)
2009-05-10
Czas na (drastyczne?) zmiany...?
Dlatego uważam, że nadszedł czas na zmiany - w zespole zdecydowanie tkwi jeszcze potencjał, którego muzycy nie mogą w pełni wykorzystać, ponieważ tworząc nową muzykę muszą brać pod uwagę słabsze możliwości swojego frontmana. Z tego względu albumy Marillion zawierają coraz więcej utworów do nucenia, mruczenia, zawodzenia, mało jest kawałków czadowych, dynamicznych, które porwałyby obecnych i potencjalnych fanów, w których instrumentaliści mogliby się wykazać pełnią swoich możliwości. Niedawno zespół ogłosił, że przymierza się do nagrania albumu akustycznego - dla mnie to kolejny dowód, że coraz łatwiej przychodzi im zagłuszanie Stefka, postanowili więc złagodzić brzmienie (nawet jeśli to tylko jednorazowy pomysł). Moim zdaniem, jakieś młode gardło - a czemu by nie kobiece? - tchnęłoby w Marillion nowe życie, dało im trzecią młodość. ;-) Oczywiście zawsze pozostaje problem, co zrobić ze zużytym wokalistą. Nie sądzę, by H zadowolił się śpiewaniem chórków. Ale to zdolny facet, na pewno by sobie poradził... :-)
2009-04-07
Drogi porośnięte juniperem, 5
Wczoraj Polsat wyświetlił Kod Da Vinci (notabene film jednak lepszy, niż sugerowali recenzenci, chociaż do kina bym się raczej nie wybrał). Uciekając przed policją, Sophie i prof. Langdon skrywają się w Bois de Boulogne, czyli wg tłumacza filmu, w Lasku... Bolońskim. Już Wielki Poeta retorycznie pytał, „Gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Lasek Boloński?”. :-) W Paryżu jest oczywiście Lasek Buloński. Jedna mała literka, a w jednym garze lądują Włochy i Francja...
Druga rzecz, serial na FoxLife, Słyszący myśli, czy jakoś tak (a niesłyszący nie myśli, czy co? ;-)). Tu już sprawa gorsza, bo dla użytego w nim angielskiego sformułowania trudno chyba wymyślić dobry polski odpowiednik. Sytuacja jest z grubsza taka: zamordowano dziewczynę, bohater, który słyszy myśli innych ludzi (nie pytajcie!), prowadzi śledztwo. Ze skrawków fotografii składa wizerunek podejrzanego i razem z przyjacielem zastanawiają się, kim podejrzany mógł być dla dziewczyny. Przyjaciel rzuca pytająco „Sugar daddy?”. W tłumaczeniu lektor czyta „Tatuś?”. Nie piszę o tym, jako o poważnej wtopie, bo jak wspomniałem wcześniej, sprawa nie jest prosta. Patrzę w dostępne mi słowniki (m.in. dość wiarygodny PWN Oxford) i wszędzie widzę tłumaczenia opisowe, których w zwykłej, potocznej wypowiedzi nikt by raczej nie użył. PWN podaje „podtatusiały lowelas", a internetowy LING - „podtatusiały podrywacz” albo „podstarzały amant”. :-) Tymczasem „sugar daddy” to dojrzały albo starszy wiekiem facet, który młodszej osobie oferuje prezenty i kasę w zamian za przychylność (głównie erotyczną). Tak więc użyte w filmie „tatuś” nie oddaje głównych cech osoby opisywanej angielskim zwrotem, tak samo jak pogardliwe „kochaś”, które przeszło mi przez głowę, ale szybko je porzuciłem. Jeśli ktoś wpadnie na jakiś pomysł, proszę o wpisanie. :-)
Swoją drogą, termin „sugar mummy” (albo „mommy”) jest tylko w Urban Dictionary, ewentualnie na stronach oferujących kontakt z takimi paniami, nie przyjął się natomiast tak szeroko, jak jego męski odpowiednik...
2009-04-06
Dementi
2009-04-01
Koniec
2009-03-24
Ostatnie fm...
2009-03-17
Drogi porośnięte juniperem, 4
2009-03-12
Drogi porośnięte juniperem, 3
2009-03-09
Fail!
Smutne natomiast, że w jednym z portali społecznościowych pojawiają się komentarze pracowników Urzędu Miasta, że „bydgoszczanie nie dali się omotać”. Mój punkt widzenia jest taki: grupa inicjatywna wykorzystała nastroje panujące wśród mieszkańców naszego miasta. Trudno tu mówić o omotaniu - pewna, mam nadzieję, że wystarczająco spora, grupa ludzi była (i jest) niezadowolona z działań Prezydenta, z tego, co na co dzień widać na bydgoskich ulicach, a inicjatorzy referendum skanalizowali to niezadowolenie. Oczywiście, chcieli przy tym ugrać swoje sprawy, ale wydaje mi się, że nie mieli na to szans. Nawet gdyby udało im się doprowadzić do głosowania nad odwołaniem, nie oznacza to, że automatycznie na tym skorzystają podczas, powiedzmy, wyborów na nowego Prezydenta miasta.
Obawiam się natomiast, że rozpocznie się teraz kampania, by pokazać, jakiego to wspaniałego Prezydenta ma Bydgoszcz, i że grupie oszołomów nie udało się mu zaszkodzić. A nie mam pewności, czy Mściwy Konstanty nie wymyśli jeszcze czegoś, żeby pognębić swoich oponentów - tak jak pozwał do sądu kibiców Zawiszy, protestujących przeciw cyrkowi wokół nazwy stadionu, choć liczę, że w tym przypadku trafiła kosa na kamień.

2009-03-02
2009-02-23
Last.fm
2009-02-16
Drogi porośnięte juniperem, 2
Pierwszy przykład: Deckard odwiedza korporację Tyrella i po krótkiej rozmowie z Rachael spotyka samego Tyrella, a ten pyta go: Is this to be an empathy test? Capillary dilation of the so-called blush response? W napisach „capillary dilation” (rozszerzenie naczyń włoskowatych) jest przetłumaczone jako... „wypadanie włosów”! Oczami wyobraźni ujrzałem replikantów, którym w trakcie testu Voighta-Kampffa zaczynają wychodzić kłaki, jak nie przymierzając Staszkowi Tymowi w Misiu (W życiu do teatru bym nie poszedł!). Masakra!
Drugi: kiedy Rachael dowiaduje się, że jest replikantem, pyta Deckarda (którego zadaniem jest ich łapanie): Would you come after me?, co polski przełożyciel oddał jako Czy pojedziesz ze mną? Dokąd, na litość?!?! Na Bahamy, byczyć się na plaży i oliwić sobie nawzajem układy elektroniczne?!?! Tymczasem przerażona Rachael, moment wcześniej zastanawiająca się, że może uciekłaby „na północ”, patrzy na Ricka z niepokojem i pyta, czy w tej sytuacji by ją ścigał. Na co Deckard odpowiada, że on nie, ale inni... Ech.
Pomniejszych bzdurek (np. jedna z postaci mówi coś do Deckarda, a z napisów wynika, że zwraca się do jakiejś pani) nie biorę już pod uwagę. Szkoda, to mogło być wydawnictwo niemal doskonałe. Niemniej sam film jest genialny, to chyba najlepszy obraz sci-fi, jaki widziałem (tak, lepszy nawet od Matriksa), jeden z lepszych w ogóle. Do tego jeszcze ta fenomenalna ścieżka dźwiękowa...
2009-02-15
Marillion na zimno
Ad meritum - koncert bardzo udany. Większość materiału z nowszych płyt, w sumie niewiele zaskoczeń (może poza Great Escape/Goodbye to all that). Ale do tego standardowy - to znaczy bardzo wysoki - marillionowy poziom, nawet jak się przednie głośniki wysypały, to zespół przy pomocy publiczności przetrwał to z uśmiechem na twarzy (a Hogarth i Rothers nie przestali nawet grać). Jedyny zarzut, jaki mam, to głośność rosnąca z upływem czasu do tego stopnia, że gdy w jednym utworze Pete zszedł na niższe dźwięki, było to wręcz nieprzyjemne. No i ktoś mógłby powiedzieć Hogarthowi, że pasek do gitary z różowym futerkiem to żenua, poza tym nie wystarczy mieć wiosło na szyi, trzeba jeszcze na nim coś zagrać sensownego... :-) Rothers miał niezłą, dwugryfową gitarkę, na której grał Estonię. Ten koleś to jest jednak mistrz!
Zgodnie z zasadą All the best Freaks are here, tu również nie zabrakło dziwolągów, w stylu kolesia wysyłającego gorące całusy w stronę wokalisty, panny wiszącej na swoim chłopaku i wpijającej mu się w usta, oraz rozsianych tu i ówdzie indywiduów, które gibały się do wszystkiego, tylko nie do rytmu. Za to też lubię koncerty Marillion. :-)))
A sama wyprawa na koncert - jak z płatka. Jechaliśmy z Waldkiem, kolegą brata, jego samochodem. Dzięki autostradzie trasę do Gdańska łyknęliśmy momentalnie, mimo że GPS pokazywał, że jedziemy przez szczere pole. :-) W Gdańsku spotkaliśmy Agnieszkę i Macieja, w których towarzystwie wypiliśmy po browarze i obejrzeliśmy koncert. Gdańsk, niestety, nie poprawił swojej kiepskiej opinii u mnie - pomijając halę, w której odbywał się koncert, również jadłodajnia, na którą trafiliśmy później, nie zrobiła szału. Dostaliśmy ledwo letni kebab, a na pytanie o grzane piwo kelner bardzo grzecznie odpowiedział, że piwo owszem, jest grzane: w mikrofalówce, bez jakichkolwiek przypraw i dodatków. Yuck!
2009-02-11
Kostki zostaną rzucone?
A dzisiaj wieczorem koncert w Gdańsku, na który się wybieramy. Doniesienia z dotychczasowych (Kraków i Warszawa) są entuzjastyczne i pełne zachwytów, ale nie wierzę fanom Marillion, bo to w 90% egzaltowane nimfy. :-))) Jakiś zawodnik napisał dzisiaj maila do Trójki, że koncert będzie pamiętał przez całe życie, bo dostał gitarową kostkę (albo kostką, nie dosłyszałem) od Steve'a Rothery. Dżizus... Tak więc wieczorem sam się przekonam, czy chłopakom chce się jeszcze grać. Może dostanę kostką od Pete'a? :-)
2009-02-09
Wesley za darmo
Co w mp3 piszczy... 2
- David Bowie - Black Tie White Noise;
- David Bowie - The Buddha of Suburbia;
- David Bowie - Outside;
- David Bowie - Reality;
- Antonio Vivaldi - Splendor Wenecji;
- Aphex Twin (ten sam, co ostatnio);
- Brian Eno (ten sam, co ostatnio);
- David Byrne, Brian Eno - Everything That Happens Will Happen Today;
- Fleet Foxes (to samo, co ostatnio - naprawdę gorąco polecam!).
A poza tym parę kawałków luzem:
Gus Gus - Ladyshave
The Australian Pink Floyd Show - Comfortably Numb;
The APFS - Pigs
The APFS - Echoes
Dwugodzinna zgrywka z internetowego radia Digitalis (uwaga, kliknięcie łącza grozi natychmiastowym rozpoczęciem odtwarzania!).
Sobota ze sztuką
Na szczęście piętro wyżej obejrzeliśmy dzieło, które zrobiło na nas duże wrażenie mimo swojej prostoty - a może właśnie dlatego? Była to instalacja Susan Philipsz, Long Gone. Wchodzi się do pustej, wysokiej, białej sali na planie kwadratu, urozmaiconej jedynie czterema stojącymi pośrodku kolumnami, wokół których na suficie rozmieszczone są punktowe, skierowane do dołu reflektory. Poza tym sala jest przyciemniona. W całej sali w różnych punktach znajdują się głośniki, z których co jakiś czas rozlega się kobiecy głos, melorecytujący tekst w języku angielskim. To wszystko - a efekt jest piorunujący. Już samo wejście do sali ma lekko sakralny posmak wkraczania do najbardziej uświęconego miejsca świątyni, gdzie człowiek zostaje sam na sam z Siłą Wyższą - i sobą samym. Gdy do tego w pustej przestrzeni rozlegną się słowa, wrażenie nierealności i niezwykłości osiąga szczyty. Naprawdę jest to coś niesamowitego.
Warto również wspomnieć o budynku, w którym mieści się CSW. Jest ulokowany naprzeciw mojego kochanego Collegium Maius. Konstrukcja bardzo nowoczesna i elegancka, mocno przeszklona (co w słoneczne dni jest niestety wadą). Na parterze kasa, szatnia, księgarnia i kawiarenka. Wyżej wchodzi się schodami lub wjeżdża windą. Na dachu znajduje się taras widokowy, ale rozpościerający się z niego widok nie jest zbyt ciekawy - zamiast Starego Miasta można sobie poobserwować mało atrakcyjne rejony Alei JP2, Czerwonej Drogi i ul. Kraszewskiego, na jakieś zaniedbane boisko po bliżej nieokreślonym sporcie. Natomiast możliwość wyjścia z przegrzanego (przynajmniej tego dnia) wnętrza Galerii na świeże powietrze jest bardzo dużym plusem.
2009-02-01
Co w mp3 piszczy... 1
1. Aphex Twin - Selected Ambient Works vol. 2;
2. Brian Eno - Apollo (Atmospheres and Soundtracks);
3. Pink Floyd - The Wall (nie, nie byłem na The Australian Pink Floyd Show);
4. Robert Wyatt - Schleep;
5. Muzyka klasyczna z płyt wydawanych w ramach serii Mistrzowie Muzyki Klasycznej. Vivaldi, Bach, Beethoven;
6. Fleet Foxes - Fleet Foxes;
7. The Yardbirds - Five Live Yardbirds;
8. Trzy kawałki ściągnięte ze strony The Australian Pink Floyd Show (naprawdę nie byłem na ich koncercie!) - Echoes, Comfortably Numb i Pigs - Three Different Ones.
Swego czasu w googlowym Notatniku zapisywałem muzykę, słuchaną danego dnia w pracy. Lista była nawet całkiem obszerna, ale w formacie notatnika mało czytelna. Teraz wymyśliłem, żeby spróbować to w pewnym stopniu powtórzyć w blogu.
2009-01-30
Polityki...
2009-01-18
Drogi porośnięte juniperem, 1
Ciąg dalszy niewątpliwie nastąpi.
PS. Tytuł notki pochodzi z tekstu usłyszanego na kanale Discovery - kolejnej niewyczerpanej studni kretyńskich tłumaczeń - a dotyczącego poboczy włoskich dróg porośniętych jałowcem (Juniperus communis L.)...
2009-01-16
Mózg mi wyciekł
Ja chcę być zdrowy!!!
2009-01-13
Katolickie siły szybkiego reagowania...
Druga myśl, która mnie naszła, to o dwulicowości - podrzucone dziecko ksiądz ochrzcił bez wahania, gdyby natomiast przyszła do niego ze swoim dzieckiem para ludzi żyjących w tzw. związku partnerskim, to mieliby zapewne z chrzcinami poważny problem.
Trzecia sprawa - w materiale podano informację, że jeżeli nie znajdą się biologiczni rodzice dziecka, to załatwienie adopcji wydłuży się do miesięcy, a maluch trafi do domu dziecka. Ja pierniczę, co jest ważniejsze, dobro dziecka czy przestrzeganie jakichś nieżyciowych przepisów? Dzieciak to nie jest pęk kluczy, który wypada z kieszeni, rodzice nie zgubili go podczas pikniku w lesie, tylko - nie wnikając w przyczyny ich decyzji - ŚWIADOMIE zostawili go obcym ludziom, zrezygnowali z niego. W tym momencie wydawałoby się, że najważniejszą i najpilniejszą do załatwienia rzeczą byłoby znalezienie domu dla maluszka. Niestety, przepisy są ważniejsze. Tak samo, jak w przypadku urzędników, również pokazywanych w TVNie, którzy nie mogą (nie chcą) przydzielić rodzicom karmionego pozaustrojowo dziecka lepszego lokalu mieszkaniowego, przez co rodzice mają do wyboru zostawić je w szpitalu do chwili ukończenia 18 roku życia, albo... oddać rodzinie zastępczej, gdzie będzie miało lepsze warunki! Urzędniczka, na którą wypadło wypowiadać się do mikrofonu, z wielkim zafrasowaniem na twarzy oznajmiła, że ma związane ręce...
2009-01-12
Barkarz
2009-01-08
Sam się Potop!
2009-01-06
Noworoczne postanowienia
Tak więc pierwsze moje postanowienie to RUCH! Sezonowa jazda na rowerze do i z pracy jest OK, ale piąty rok pracy na siedząco zaczyna zbierać swoje smutne żniwo. :-( Siada kręgosłup i ogólna sprawność ruchowa... Trzeba by zacząć chodzić na basen, ale to i tak za mało. Od dwóch dni uprawiam „poranną gimnastykę” i przeraża mnie, że przy skłonach z trudem sięgam podłogi! Hmmm, może powinienem robić skłony w przód? ;-)
Druga sprawa, to pisanie... Po raz tysięczny zresztą. Chciałbym przynajmniej co 2-3 dni wrzucać nowy tekst na bloga, po prostu po to, by odzyskać dawną wprawę w pisaniu. Oczywiście w moim życiu nie dzieje się zbyt wiele rzeczy wartych uwiecznienia, co znaczy, że musiałbym zacząć przyglądać się wszelkim drobiazgom... ubarwiać... konfabulować... podsłuchiwać... DarkMan72.pudelek.pl - brzmi nieźle!
No i trzecia rzecz: zreaktywować się towarzysko. Życzyliśmy sobie noworocznie częstszych spotkań w liczniejszych gronach, dobrze byłoby tych życzeń dotrzymać. W ciągu ostatnich 10 dni widziałem pewne osoby częściej, niż przez poprzednie 4 miesiące! :-)
A poza tym to szczęśliwego Nowego Roku. ;-)